„Lubię twoje palmy”, czyli czym jest translatorium angielsko – polskie

Translatorium jest jednym z głównych przedmiotów na nowym kierunku studiów oferowanych przez Uniwersytet Szczeciński – Przekład interkulturowy i intermedialny. W czasie translatorium studenci będą się zajmować właśnie przekładem interkulturowym – a więc tłumaczeniem z jednego języka na drugi. Dzięki translatorium studenci będą mieli możliwość praktycznej nauki przekładu, zapoznają się z metodami i technikami tłumaczenia, narzędziami pracy tłumacza, a także będą doskonalić swoje umiejętności językowe. W czasie zajęć studenci, między innymi:

  • Poznają różne rodzaje, czy też typy tłumaczeń, w zależności od rodzaju tekstu;
  • Będą szkolić rozumienie tekstu, redagowanie;
  • Zapoznają się z różnymi typami błędów tłumaczeniowych, czy też pułapkami, jakie czyhają na tłumaczy, a które wynikają ze specyfiki języka angielskiego, jego stylistyki i gramatyki;
  • Poznają rolę tłumacza i jego warsztat – czyli m.in. narzędzia wykorzystywane w pracy tłumaczeniowej, również te oferowane przez nowe technologie;
  • I wreszcie: będą tłumaczyć, tłumaczyć, i tłumaczyć! 🙂 – z języka angielskiego na język polski. A co? Między innymi:

– teksty artystyczne: poezję; krótkie teksty prozatorskie i fragmenty dłuższej prozy (powieści, reportaży etc.);

– teksty prasowe (np. newsy, wywiady, felietony);

– teksty w nowych mediach (np. blogi, strony internetowe, czy coś, co w dobie serialowego szaleństwa wydaje się niezbędne – napisy filmowe!)

Co więcej, w czasie zajęć studenci będą analizować powstałe już tłumaczenia danego tekstu, porównywać różne tłumaczenia tego samego tekstu i rozważać, w jaki sposób określone decyzje tłumacza wpływają na odbiór danego wiersza, newsa, czy też artykułu. W ramach doskonalenia swoich umiejętności studenci będą porównywać swoje tłumaczenia z wcześniejszymi tłumaczeniami (wykonanymi przez profesjonalnych i nieprofesjonalnych tłumaczy).

Dla zobrazowania tego, o czym będziemy mówić i robić na zajęciach, posłużmy się trzema przykładami.

  1. Pierwszy przykład dotyczy poezji, ale żeby nie wystraszyć Was jakimś bardzo zawiłym tekstem lirycznym, wybraliśmy bardzo lekki i (naszym zdaniem) przyjemny utwór, którego tematem są zjedzone śliwki. Spójrzcie, w jaki sposób decyzje autorów obu tłumaczeń wiersza amerykańskiego poety Williama Carlosa Williamsa wpływają na odbiór tekstu (przykład pochodzi z książki Jerzego Jarniewicza „Gościnność słowa. Szkice o przekładzie literackim”, 2012, s. 48):

William Carlos Williams

This is just to say

I have eaten
the plums
that were in
the icebox

and which
you were probably
saving
for breakfast

forgive me
they were delicious
so sweet
and so cold

Tłumaczenie Leszka Engelkinga:

Trzeba powiedzieć, że

Wyżarłem
Śliwki
Które były
W lodówce

I które
chyba
chciałaś dać
na śniadanie

Przepraszam
Były świetne
Takie słodkie
I zimne

Tłumaczenie Stanisława Barańczaka:

Chcę ci tylko powiedzieć

zjadłem
te śliwki
które były w
lodówce

i które chciałaś
pewnie
zachować
na śniadanie

Nie gniewaj się
tak mi smakowały
były takie słodkie
i zimne

Wiersz Williamsa nie wydaje się trudny do przełożenia, prawda? Czy nie przypomina wam notatki, jaką zostawiacie czasem na lodówce? Mogłoby się wydawać, że wiersz nie daje pola do popisu tłumaczom i właściwie można stworzyć „wierny” przekład w języku polskim. A jednak okazuje się, ze na 12 linijek tylko 2 linijki tego krótkiego utworu są identyczne! Czy wersja Engelkinga nie wydała Wam się bardziej wulgarna? To pewnie przez to, że jego podmiot liryczny „wyżarł” śliwki z lodówki, a podmiot Barańczaka kulturalnie je „zjadł”. Czy zastanowiło Was, czemu obaj tłumacze stosują formę rodzaju męskiego dla podmiotu lirycznego? Przecież w języku angielskim rodzaj gramatyczny nie jest wyróżniony, tak jak w polskim. Który z przekładów wydaje Wam się bliższy oryginałowi? Jeśli macie pomysł na własne tłumaczenie tego tekstu – podzielcie się nim z nami!

  1. Drugi przykład analizy, jaką będziemy się zajmować na naszych zajęciach dotyczy recepcji danego przekładu – czyli tego, w jaki sposób przekład funkcjonuje w kulturze polskiej. Są bowiem tłumaczenia z języka angielskiego, które tak bardzo „wgryzły” się w świadomość czytelników, że kolejne próby przełożenia tego samego tekstu spotykają się z niechęcią, a czasem wręcz z wrogością.

Tę książkę (a raczej jej przekład) wszyscy doskonale znacie. To „Winnie-the-Pooh” A. A. Milne’a, czyli „Kubuś Puchatek” w tłumaczeniu Ireny Tuwim. To doskonały przykład na to, jaką wielką moc mogą mieć tłumacze. Wersja Tuwim z 1938 roku wdarła się szturmem do serc Polaków, nie zostawiając już w nim miejsca na inne tłumaczenie. Przekonała się o tym autorka alternatywnego tłumaczenia książki Milne’a – Monika Adamczyk. Tłumaczka dostrzegła, ze Winnie-the-Pooh różni się w wielu istotnych miejscach od oryginału i stworzyła nowe tłumaczenie (w 1986 roku), które miało przywrócić pominięte fragmenty,  „oddziecinnić” polskiego Winnie – u Tuwim znajdziemy bowiem mnóstwo zdrobnień i spieszczeń (u Adamczyk nie ma Misia, a jest Niedźwiedź); przywrócić gry językowe oryginału, które Tuwim pomija. Najbardziej widoczną różnicą są jednak imiona głównych bohaterów, spójrzcie:

A.A. Milne Irena Tuwim Monika Adamczyk
Winnie-the-Pooh Kubuś Puchatek Fredzia Phi-Phi
Christopher Robin Krzyś Krzysztof Robin
Kanga Kangurzyca Kanga
Eeyore Kłapouchy Iijaa
Roo Maleństwo Gurek

Czytelnikom chyba jednak „Fredzia” nie przypadł do gustu, a sam Stanisław Lem zażartował: „tę panią, która zrobiła z Puchatka jakąś „Fredzię Phi Phi”, to ja bym tępym nożem zamordował za to, co ona zrobiła z tej książki. (…) Natomiast Irena Tuwim dokonała tego, co jest takie rzadkie. Dokonała genialnej transformacji w język polski. Wymyśliła to urocze imię Puchatek. Ta książka ma tę dziwną właściwość, że zupełnie się nie starzeje. Wytrzymuje najtrudniejszą ze wszystkich prób – próbę czasu.” (1992, „Lektury dzieciństwa”).

My oczywiście cieszymy się, że tłumaczenie Moniki Adamczyk powstało – dla badaczy przekładu „Fredzia” jest doskonałym źródłem analiz (zwłaszcza w kontekście porównawczym z Tuwimowym „Kubusiem”).

  1. Przykład trzeci to analiza błędów tłumaczeniowych, których obfitość możecie znaleźć np. w tłumaczeniach napisów filmowych. Poniższe przykłady błędnych tłumaczeń pochodzą ze strony „Tłumacze dokazują” na Facebooku. Enjoy! 🙂
  • Serial „Chicago Fire”:

Strażacy wbiegają do budynku i krzyczą: „Fire department!”.

Tłumaczenie: „Departament się pali!”.

  • Film “Szarada” z Audrey Hepburn:

Scena, w któreś ktoś kichnął i bohater na to: „Bless you”.

Tłumaczenie: „Błogosławię Cię”.

  • Serial „2 Broke Girls”:

„Here’s a $20. Keep the change.”

Tłumaczenie: „Masz tutaj $20. Dokonajmy wymiany”

  • Serial: „Desperate Housewives”:

Gabrielle wita się z ciotką Carlosa, podają sobie dłonie.

Ciotka: “Oh, I like your palms!”

Tłumaczenie: „Lubię Twoje palmy!”

Małgorzata Wesołowska

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz